Ja, pod lód, nigdy mówiła zawsze Ola, zimno, ciemno i do domu daleko, tak kończyły się wszystkie moje namowy i tłumaczenia, nie mogłem się przebić do skomplikowanej świadomości kobiety, którą znam od kilkunastu lat.

Gdy już praktycznie odpuściłem, nagle znalazł się na nią sposób, podziałały filmy Adama kręcone na kilku ostatnich podlodowych, no i nowy mały twin do wypróbowania. Robimy nura pod hasłem: wywarzanie i trymowanie w nowym sprzęcie !

Jak zwykle, ekipa zjawiła się w niedzielny poranek na ekoflksach, jesteśmy w komplecie plus Andrzej zwany Taternikiem.  Było jakoś wietrznie i zimniej niż zwykle, droga tak śliska, że nie wszyscy zjechali na dół.  Przerębel już wycięty (Adamos z Jackiem zerwali się o świcie), tylko wyciągnąć lód, uzbroić dziurę i czas się klarować. 

Powspominaliśmy jeszcze piątkowe spotkanie organizacyjne u Grzecha i zrobiliśmy tradycyjną rekonstrukcje zdarzeń. Okazało się, że tak się zagadaliśmy, że nic nie ustaliliśmy. Czyli, wsio normalna.

Klarujemy się i odpada Grzegorz, rozleciał mu się dopiero odebrany z serwisu  inflator, pod ciśnieniem gniazdo nie trzyma przycisku dodawczego, Grzegorz na samym suchym nie chce iść (w końcu strażnik procedur) i postanawia zostać jako support powierzchniowy.

Gdy wszystko już przygotowane robimy odprawę, dzielimy się na dwie grupy, eksploracyjną (Adamos, Jacek, Grzegorz młodszy i Taternik) i inicjacyjną (Ola i Ja). Eksploratorzy poszli pierwsi, postanowili jaskiniowo dojść do końca szpulki Jackowego kołowrotka, nikt nie wie co tam na szpulce jest, no może tylko meksykański pracownik Halcyona?

Lekko zdenerwowana Ola zauważyła, że woda jest czarna jak smoła, ma same biblijne skojarzenia, piekło, ciemności egipskie itp.. Na, ale w końcu znak „pod wodę”, Ola, niczym arka Noego nie tonie, za mało balastu, przydaje się support, dokładamy i już wszystko działa. Zanurzamy się, nareszcie wszystko staje się lekkie, jest cicho i przyjemnie. Ola jest ciągle podenerwowana, musi się dziewczyna czymś zająć, pokazuję jej by wkręciła śrubę lodową, po kilku próbach wkręca i widzę, że już wszystko jest normalnie. Teraz sprawdzamy trym, jak zawsze u Oli jest  wzorcowy. 

Wiążę więc kołowrotek do śruby, ciężarka opustówki i poręczując co kawałek idziemy na mały spacer, rozwinęliśmy 40 metrów linki, obejrzeliśmy co było do obejrzenia i po 30 minutach jesteśmy z powrotem na powierzchni. Widzę, że Ola jest zadowolona i zrelaksowana, była to inicjacja z satysfakcją.

Komputery nam tej przygody nie zaliczyły do nurkowania, za płytko, widocznie tylko pływaliśmy.

W poniedziałek Ola zapisała się na kurs podlodowy do Krzyśka Janickiego, a mówiła, że pod lód nigdy. Każdy tak mówi, do pierwszego razu.

Co meksykańcy na szpulce kołowrotka ukryli nadal pozostaje nierozwiązaną tajemnicą Halcyona.

PrzemoC